Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dałbym dowód, że dla pewnych zdań i uczuć mego serca, mogę i życie na kartę postawić!
— Nech pan tak nie mówi, bo te słowa bolą mnie!
— Wierzę... bo pani masz szlachetną duszę, musisz cierpieć nad zawodem człowieka, którego nieoględne serce popadło w wielką sprzeczność z naturalnym rozsądkiem!...
— Niepotrzeba było tak stanowczo do niego przemawiać!
— Czy do serca, czy do rozsądku?
— Nie, do pana Idziego!
Pan Juljan uśmiechnął się z lekką ironią.
— Nie wiem — odpowiedział z kwaśną miną — czy pani więcéj chodzi...
— O serce, czy rozsądek... chciałeś pan powiedzieć?
— Nie... o mnie, czy o pana Idziego!
Błyszczące oczy Euzebii spoczęły na twarzy pana Juljana z pewnym wyrazem wyrzutu.
— Jak pan możesz o to pytać? — ozwała się po chwili z lekkim kaprysikiem.
Aspirant-pedagog odetchnął ciężko.
— Przyznam się pani — odpowiedział smutno — że przed trzema tygodniami dałbym inną na to odpowiedź. Być nawet może, że wtedy nie miałabyś pani powodu takiego zapytania. Wtedy dla mnie było wszystko tak jasne, tak czytelne! Dzisiaj... z żalem muszę wyznać, że wszystko jest mi ciemne, jak ciemna jest cała przyszłość moja, któréj tylko jedna gwiazda przyświecać mogła! Dzisiaj ta gwiazda stała się wspaniałém