pocóż więc porzucać te piękne przymioty, jeźli one miljony nam zastąpią? A jeżeli do tych przymiotów dodać pracę i oszczędność, to kto wie czy nie przyłączą się do nich, jeśli nie miljony, to przynajmniéj dostateczne tysiące?
Czemuż tak zbladłem wczoraj? Oto ludzie narzucili mi taką sporą porcyę szlachetności i zacności, żem się ugiął pod tym ciężarem!
Czyż miałbym naprawdę być tak słabym?
Nie... co opinia publiczna dobrego daje, to trzeba umieć przyjąć i dźwigać z godnością. Lepszy zawsze ten ciężar od błota, którém nas niekiedy obryzga!
Cóż robić? Trzeba jéj być posłusznym!”
Rzekłszy to, wstał pan Kryspin i kazał zaprzęgać.
— Gdzie pojedziemy? — zapytał niespokojnie służący.
— Cóż to? Czyś pamięć stracił? Tam gdzie zawsze. Do dworku na przedmieściu!
Za godzinę stał pan Kryspin w dworku przedmiejskim i trzymał za rękę Maryę, która łzy wzruszenia z oczu ocierała...
Przed Maryą na stoliku leżały listy i telegramy.
Pan Kryspin przypomniał sobie ów niedokończony telegram, który mu tyle wyrządził strachu i kłopotów, ale wraz z kłopotami przyniósł mu także złote runo szczęścia... Nadewszystko przyszło mu na myśl, co to był za obfity zdrój, który wytrysnął.
Sięgnął więc jakoby od niechcenia po leżący na stole telegram.
Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/113
Ta strona została przepisana.