Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Poseł-męczennik, Wilkońska - Sto lat dobiega.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
54
Towarzystwo imienia Stanisława Staszica.

— Jadę wprost od Stackelberga, bez wytchnienia. Spieszę, lecz do was jednakże na chwilę wstąpiłem.
Szambelan znowu pokłonił się nisko. Zadzwonił. Służba opleśniałe wniosła butelki i błyszczące puhary.
— Nie mam chwili do stracenia!
— Pozwólcie hrabio: za zdrowie najjaśniejszej pani!
— Zawsze! zawsze!
Gospodarz złotego nalał płynu. Przykląkł znowu i wymówił:
— Ku czci monarchini naszej, władczyni Rossyi i Polski!
Pułkownik z namaszczeniem toast ten powtórzył.
— To i wolniej teraz odetchnąć można, gdy wreszcie ta twarda kończy się sprawa — zaczął znowu szambelan.
— A musiała przecie w ten skończyć się sposób odrzekł pułkownik, mrużąc oko jedno filuternie. — Rozum w tem Repnina, Stackelberga i żelazna energia Salderna.
— Musiała skończyć się po myśli! I pamiętne co Saldern napisał:
„Węzeł między trzema dworami jest tak zręcznie zagmatwany, że nawet sam szatan nie potrafi go rozplatać!“
— Zuchwali, waryaci, przeszkadzali zwołaniu sejmu. Chcieli tam jeszcze zrobić pospolite ruszenie i zawezwać pomocy państw europejskich. Ale nasza pani miłościwa groźną nadesłała notę, i Stackelberg połajał królika polskiego w imieniu imperatorowej: że monarchini opuści go całkiem, jeżeli zechce obcej szukać