Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sześć świec zaświecone przy tobie, a w nogach lampę!
— Sześć świec!
— Przyszedł stolarz, wziął miarę na trumnę...
— Brrr...
— Włożyli cię do trumny... wynieśli... zaśpiewali...
— Brrr... Trzeba dać na mszę świętą —
— Postawili nad grobem... a grób był ciemny, głęboki, zimny!...
— Zdrowaś Marjo, łaskiś pełna...
— Ksiądz pokropił trumnę święconą wodą, a grabarz zarzucił sznur...
— Błogosławiony owoc twego żywota, Jezus!
— A grób był ciemny, głęboki, zimny...
— Módl się za nami grzesznemi...
— Spuścili trumnę na sam, dół i poczęli sypać ziemią....
— I w godzinę śmierci naszej, amen!
— A ja upadłem na kolana i zawołałem z płaczem: «O Boże, czemu mnie tak karzesz!» A Pan Bóg rzekł do mnie: «Głupiś Mietlica, że za nią płaczesz. Mówiąc między nami, nie masz czego żałować.»
— I cóż ona przewiniła? zapytałem. Była wcale nie zła kobiecina, a chociaż czasem się pogniewała, toż przecież nie taki to ciężki grzech.» A Pan Bóg mi na to: «Nie za jej gniew ukarałem ją, ale za jej złe serce! Ubogiemu nigdy nie da ani kawałka chleba, a biednych podróżnych, którzy nocą na folwark przyjdą, nigdy nie przenocuje! To grzech śmiertelny!
— Jakto! — ozwała się nieśmiało biedna Małgosia — czyż dopiero wczoraj nie dałam dwom dziadom chleba, a jeśliby jaki podróżny przyszedł i o nocleg prosił, wszak kącik znalazłby się...
— I gdy tak klęczałem i płakałem, nagle zbudziłem się, a widząc, że to był sen tylko, ślubowałem zaraz dać na mszę świętą naszemu proboszczowi.
— Trzeba dać, trzeba... Ale ja nie przypominam sobie... a może... ale nie...
— To już pic, moja Małgosiu, nic... — pocieszał ją małżonek — trzeba tylko na przyszłość uważać. Dobre uczynki nigdy nie zalegną u Pana Boga. Rzetelnie on je wypłaca i to z lichwą nawet, jak mówi ksiądz proboszcz.
Zdawało się, że te słowa powinny były uspokoić zbyt tkliwe sumienie kochanej małżonki. Ale tak jakoś nie było. Rozbudziły one jakieś utajone grzechy nieszczęśliwej gospodyni, które jak nocne ćmy zaczęły latać koło zapalonej świeczki, zbudzonego sumienia. Zwiesiła głowę i zamyśliła się.