Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jabym tu miał mały planik — rzekł negocjant, rozkładając przed margrabią duży papier — jak się to panu margrabiemu podoba?
Margrabia wziął papier do ręki i począł się mu przypatrywać. Był to plan jakiegoś okazałego budynku, który coś na młyn zakrawał. Dołem płynęła woda z szumem i obracała ogromne koła; górą, długim, wysokim kominem waliła się biała para jak z paszczy piekielnej!... Cały rysunek był tak ślicznie wykonany, tak regularne były linje! Różowy kolor karminu tak chwytał za serce, a błękitny upajał oko jakąś dziwną roskoszą!...
— Cóż to jest? — zapytał margrabia.
— To jest fabryka przędzalni i robienia płótna!... A to olejarnia.
— A to? — mówił margrabia, wskazując na drugi papier.
— To jest plan do kopalni węgla i założenia kolei drewnianej z Mogił do...
— Jaki procent może nieść to przedsiębiorstwo?
— Czterdzieści!
— Czterdzieści! — zawołał margrabia i spojrzał smutno na swoje popielate nogi.
— Nie zły interes.
— Dla tych, co mają pieniądze — odparł potomek Jarosta z westchnieniem.
— Pan margrabia może być do spółki...
— Do spółki? A pieniądze?
— Mniejsza o pieniądze... można pożyczyć. Pan margrabia zrobi tylko kontrakt o siew lnu i konopi... a ja wystaram się pieniędzy.
— U mnie gospodarstwo podupadło.
— Ja dam ludzi naszych.
— Ale ja nie mógłbym tego przedsiębiorstwa wziąść na moje imię?
— I ja także nie, bo jestem w spółce. Ale myśmy już tę rzecz ułożyli. Najlepsze miejsce dla wody i węgla jest w Mogiłach. Mury starego dworu bardzo się przydadzą, a nawet już tam zacząłem przed rokiem coś budować. Firma tego przedsiębiorstwa będzie: «Pifke et Compagnie». Pifke ma pieniądze i ma głowę do tego.
— Pifke et Compagnie! — powtórzył potomek kasztelana grodzkiego i skrzywił się.
— Pan margrabia weźmiesz tylko dwakroć sto tysięcy.
— A procent?
— Procent będzie się tylko opłacać przez pół roku — potem wydadzą się akcje.