Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem margrabina przyłożyła dyplomatycznie ołówek do czoła i rzekła do córki:
— Nińciu, trzeba żebyście wyszły do ogrodu na spacer. Hrabia Leon już od chwili chodzi z szalem na ręku. Może się nudzi — może chce już odjeżdżać.
— Ach! to taki nieznośny człowiek, kochana mamo! — ozwała się z kapryśną miną Janina.
— Tem więcej trzeba na niego uważać — odparła matka, a wziąwszy córkę pod ramię, wyszła na kurytarz. O kilka kroków za niemi szła wolnym, omdlałym krokiem, biedna idjotka.
W alei przechadzał się hrabia Leon. Patrzał w ziemię z roztargnieniem i coś sobie motał na wąs.
— Ach! hrabia coś na wylocie! — zawołała margrabina.
— Tylko na kilka chwil — odpowiedział tenże.
— Zapewne do Czamowód...
Hrabia Leon zmięszał się trochę, a gdy Janina lekko i z wdziękiem jak sameczka pobiegła z Terenią na gazon za pięknym motylem, dodała margrabina z figlarnym uśmiechem:
— Niezawodnie do Czarnowód... Majorowa, słyszałam, zasłabła trochę, dowiedziawszy się o pojedynku.
— Zgadłaś pani — odparł hrabia z wymuszoną obojętnością — a słabość gospodyni tym razem nawet na rękę mi będzie, gdyż wiozę dla majora cały pęk gazet, które razem przeczytać mamy!
— Pan tak dobrze umiesz czytać! — szepnęła z melancholijnym uśmiechem margrabina.
Stary Soroka zbliżył się w tej chwili do alei i mrukliwym głosem oznajmił panu, że konie gotowe.
— Pan jedziesz do Czarnowód — rzekła Janina z dziecięcym roztargnieniem, trzymając motylka za złote skrzydła — zapewne po drodze wstąpisz pan do doktora.
— Na rozkaz pani —
— Weźmiesz pan z sobą moją Pampę —
— Prześliczną Pampę?...
— Wyobraź pan sobie, jakie dziecko ze mnie. Założyłam się z nim o Pampę, że wczoraj deszcz będzie!
— W której osobie i w jakim czasie kazałaś pani Pampie to fatalne słowo «kochać» wymawiać? — zapytał żartobliwie hrabia Leon.
— W każdym czasie i w każdej osobie... ale tylko w trybie warunkowym! — odparła śmiejąc się piękna Janina.