Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wziął po nim słowo były radzca floty zjednoczonej. Zaczął od morza, o którem marzył dniem i nocą. Bo też nie małe to zadanie dla radzcy marynarki zjednoczonej było to morze. Francuzi, Anglicy, Duńczycy i Rosjanie wzięli wszystkie morza w posiadanie, a gdzież to teraz pomieścić flotę zjednoczoną! Poczciwy radzca myślał nad nowem morzem dla swojej floty!
Otóż zaczynając od morza, jak każdy katolik wszystko od pacierza zaczyna, mówił poczciwy radzca, że naród jest to jak morze, które podług jeografji Rittera ciągle prze na wschód. Raz tylko, podczas powszechnych wędrówek narodów, stał się w zamięszaniu ten wyjątkowy porządek. Odtąd wszystko powraca na wschód, a tem samem zostawia dawne swoje miejsce na zachodzie innym. Kubek w kubek jak morze, albo jaka bądź inna podlejsza woda. Tym sposobem zostawili Niemcy na zachodzie Alzację, a za to jak ekwiwalent muszą wziąść Poznańskie. Gdyby Poznańskie było państwem lub przyzwoitym narodem, to by znowu szukało powetowania swojej straty gdzieś za Kaliskiem lub dalej. I tym sposobem, według zdania byłego radzcy floty, odbywa się rotacja w sposób najprzyzwoitszy. Jest to nic więcej, jak prosty płodozmian państw i narodów, jak jest znowu płodozmian ziemi i morza. Pan radzca tak wierzy w tę swoją teorję rozpierania się narodów i morza, że niezawodnie wyczekuje owego czasu, w którym zrodzi się nowe morze dla jego wymarzonej floty! A że ze zdań jego żaden patrjotyczny toast nie dałby się ułożyć, toż zaniechał tego poczciwy radzca marynarki in partibus.
Teraz przyszła kolej na ekonomistę. Poprawiwszy z angielska wy krochmalonych kołnierzyków, ozwał się głosem donośnym:
— Panowie!
— Nie śmiej się, Mufkę! — krzyknął gospodarz na lokaja, który coś przez okno zobaczył.
— Panowie! — mówił ekonomista — słyszałem tutaj bardzo wiele ładnego i dobrego co do potęgi narodowości. Wszystko jest to prawdziwe, zależy od stanowiska, z jakiego się na przedmiot zapatrujemy. Więc do licznych orzeczeń tej siły niewidomej, która bucha z piersi żyjącego narodu, pozwólcie, niech i ja moje zdanie dorzucę.
Tutaj zatrzymał się na chwilę szanowny mówca, z czego nie zaniedbali korzystać «drobni negocjanci» na szarym końcu stołu, załatwiając tymczasem drobne, nosowe interesa. Poczem, gdy się już cicho zrobiło, a nawet «dysponent» chustkę pod stół schował, zaczął mówić:
— W organizmie narodu, gdy jest zdrów i krwisty, wyrabiają się zbytnie siły. Te najostrzejsze soki swoje, te siły