— Ach, pańska ciekawość miałaby może złe skutki, zupełnie odmienne od tych, jakichbym sobie życzył.
— Wcale nie pojmuję.
— Oto, mówiąc krótko, pragnąłbym pańskiej — jeżeli nie można od razu, przyjaźni — to przynajmniej bliższej znajomości.
Jerzy wypatrzył się na mówiącego, który o wschodzie słońca przychodzi po przyjaźń. A skłoniwszy się nizko, z uśmiechem, z którego mimo najlepszych chęci nie mógł zetrzeć ironji, odparł:
— Wielce mnie to podchlebia, panie hrabio...
— Znajomość bliższa zaczyna się najprzód od opuszczenia wszelkich tytułów — przerwał hrabia.
Jerzy skłonił się powtórnie.
— A więc teraz możesz pan śmiało mówić o moim charakterze i usposobieniu — rzekł Jerzy, zapłoniwszy się mimowoli.
— Ale wypowiedziana prawda nie przyczynia się właśnie do zawiązania stosunków przyjacielskich — podjął hrabia. — Wiem o tem z doświadczenia, że prawdą utraciłem zawsze przyjaciela.
Jerzy zamyślił się, widząc, że rozmowa hrabiego do czegoś ważnego zdąża. Dziwnym wydał się mu w tej chwili ten człowiek, jeszcze dziwniejszy jak przed chwilą, gdy miał na szyi dziesięć łbów Kabylów i dwa funty serc kobiecych w miniaturach brylokowych. A nawet jego szczery i otwarty uśmiech schłodniał jakoś po tej przemowie i był podobny do uśmiechu Mazaryna, gdy z potentatami traktował.
— Zależy to wszystko od wypowiedzenia tej prawdy — rzekł po chwili Jerzy.
Hrabia Leon wydmuchnął kilka kłębów dymu, rozśmiał się à la Mazarin i rzekł:
— Może się panu dziwną wydaje moja natrętność, ale ja właśnie chcę z niej korzystać dla tego, że mnie zbyt rzadko nachodzi. Rzadko kiedy zastanawiam się nad tem, aby pojedynczych ludzi zbadać. Wiem tyle z doświadczenia, że wszyscy mniej więcej do siebie są podobni i można nawet mieć na nich pewną algebraiczną formułkę, jak do reguły trzech. Nie lubię się zastanawiać, bo lubię ruch i rozmaitość życia. Mimo to muszę panu wyznać, że w starym kasztelańskim zamku przyszły mi w dzisiejszej bezsennej nocy dziwne myśli do głowy. Zdawało mi się, że po tem wszystkiem, cośmy wczoraj między sobą mówili, nastąpić musi bliższa nasza znajomość.
Jerzy skłonił się i rzekł z uśmiechem:
— Czekam owoców pańskiej kontemplacji.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/118
Wygląd
Ta strona została przepisana.