Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowoleniem, którego wnuczka nie umiała sobie wytłómaczyć.
— Sieroctwo mości Bernardzie, rzekła po chwili szambelanowa, jest to wielką szkołą życia. Z niego wychodzą ludzie prawi i uczciwi, ale może też ono słabego złamać i na zawsze sponiewierać. Tyś z niego wyszedł lepszym!
Terenia czuła w téj chwili jakiś dziwny niepokój. Szukała jakiegoś rysunku i w żaden sposób znaleść go nie mogła, choć go dziesięć razy miała w ręku. Bernard był przez cały dzień szczęśliwym!