Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie dało się rozwinąć. A często zamiast uśmiecha zawitało na te młode usta coś cierpkiego, bolesnego, jakby przeczucie, że kiedyś może trzeba będzie wiele cierpieć, wiele płakać!...
Wszystkie te melancholijne oznaki przyszłych cierpień i zawodów zwyciężała młodość i zdrowie, które w całéj pełni tryskało na téj pięknéj, miałkowatéj twarzy. A twarz ta była ubrana w najpiękniejsze jasnoblond włosy, jakie tylko wówczas w całéj koronie znaleść można było. Włosy te w naturalnych kędziorkach spadały na skronie i białą szyję, i czyniły ją podobną do twarzy jednego z aniołków Rafaela, który wsparty na ramach obrazu z nieba na ziemię wygląda!...
Siedząca pod piecem prządka należała do służby i tworzyła cały dwór prawie szambelanowéj.
Taki był wewnętrzny obraz poddasza, gdy nagle usłyszała prządka jakiś szelest za drzwiami.