Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXII.

Przed wieczorem, nim jeszcze zmierzchać się zaczęło, wszedł znowu Bernard na poddasze. Wszedł tam, bo nigdzie indziej nie mógł znaleść spokoju, bo wszędzie prześladowały go jakieś widma straszne...
Szambelanowa przyjęła go nadzwyczaj serdecznie, ale jéj twarz była smutna i surowa. Terenia w pierwszéj chwili miała ochotę obsypać go pieszczotami siostry, ale zatrzymała się, tylko z śmiechem powiedziała mu, że była roztargnioną, i że o małoco tak go nie przywitała, iżby go to może zdziwiło!
Potém zaczęła się wykręcać na drobnéj nóżce swojéj i śpiewać, jakby była nader szczęśliwą!
Były to straszne symptomata dla Bernarda! Usiadł w kącie i pogrążył się w myślach.
Do pokoju wszedł teraz podczaszyc. Wszedł wykwintnie wystrojony, z pewną atmosferą ludzi dostatnich,