Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A kto waćpan jesteś! zawołała od książki szambelanowa, czy jesteś artystą?
— Właściwie... amatorem tylko! Jestem podczaszyc*** —
— A! podczaszyc!... ojca znałam!... Był także amatorem różnych sztuk pięknych!... Widać że ten talent jest dziedziczny!
Podczaszyc mimo wszelkiéj swobody jaką miał w obejściu się z ludźmi, zarumienił się trochę. Była to rola, która mogłaby go skompromitować, gdyby się nieudała. Spojrzał na Terenię i spotkał się z jéj ciekawie patrzącemi oczkami.
Zdaje się, że nie tylko ciekawość, ale pewien niepokój spostrzegł w oczach Tereni. To dodało mu odwagi.
Podczaszyc był człowiekiem, jakto mówią, niebezpiecznym dla kobiet. Można powiedzieć, że był nadzwyczaj przystojny. Twarz miał smagławą z pewnym namiętnym wyrazem. Oko ciemno-niebieskie duże, do połowy ciemną rzęsą przykryte, wyglądało, jakby rozmarzone, za ideałem stęsknione. Włos bujny, ciemny, podnosił się od skroni po nad wypukłe czoło w duży czub, lekko na prawą stronę pochylony. Dodajmy do tego ubiór świeży, wykwintny, ruchy piękne i swobodne i umysł encyklopedycznie wykształcony, a będziemy mieli wzór młodego człowieka, o jakim marzą panny i nie-