Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było zrywać go całemi garściami i jeść co się tylko podoba. Sytuacya drastyczna straciła swoją drastyczność.
W bitwie pod Lipskiem poległ pułkownik, a gdy go po śmierci obaczyła (a była wtedy w towarzystwie porucznika) widziała go tak spokojnym i pobłażliwym, jakim był za życia! Nawet się na nią nie skrzywił!
Uwolniona z ślubów sakramentalnych, przyjechała wdowa do stolicy w widocznym zamiarze, wydania się po raz trzeci. Nawet tego bynajmniéj nic ukrywała i przy każdéj sposobności otwarcie chęć swoją wyjawiała. Różni jednak epuzerowie omijali ją zdaleka, bo na ucho opowiadano sobie jeszcze z czasów apatycznego męża niebezpieczne rzeczy.
Mówiono, kiedy spokój i pobłażliwość nieboszczyka do najwyższego stopnia przyszła, żądna wrażeń i silnych wzruszeń pułkownikowa stworzyła sobie stucznie poza granicami domowemi zbyt drastyczne sytuacye.
I tak, nie mogąc męża do zasłużonéj zazdrości pobudzić, wzbudziła ją między dwoma adoratorami. Prowadziła naumyślnie rzeczy w ten sposób, że jeden drugiego wyzwał i trupem położył. Wtedy miała wyborny powód do płaczu i spazmów, ubrała się w kolor czarny, chodziła co drugi dzień na grób poległego i ubierała go w najpiękniejsze wianki. W téj epoce żalu, kazała nawet portret swój wymalować, na którym figurowała jak Niobe z rozpuszczonemi włosami.