Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

domowi, który miał jak najlepsze chęci, ani towarzystwu, które się tam zbierało. Hołota i inne makuły oddzielały się samem ugrupowaniem towarzystwa i najczęściéj jak plewy odpadały za pierwszym podmuchem wiatru.
Tak sobie rozmawiali ci, którzy tam chodzili, bo z takiem rozumowaniem było im najwygodniéj. A rozczarowania te nabierały w obec dobréj piwnicy i wyśmienitéj kuchni szanownéj i gospodyni wszelkich cech najzdrowszéj logiki.
Zresztą świat wielki potrzebuje tylko pewnych form, a na resztę jest po chrześcijańsku nadzwyczaj pobłażliwy. Byle tylko pozory były dobre i godziwe, byle tylko na oczy własne nie widziano!
Podkomerzyc bardzo dobrze obliczył, że wystąpienie jego w takim zebraniu nabiera rozgłosu na całą Warszawę. Wszystkie prawie warstwy i zawady społeczeństwa były tam reprezentowane. Każde więc słowo tam wymienione, odbije się stokrotnem echem po całem mieście, zacząwszy od Pragi aż do Mokotowa!
Tylko jednéj rzeczy nie obliczył... nie obliczył swego sukcesu!...
— Czy to prawda mości podkomorzycu, zapytała go zaraz na wstępie generałowa Z** On dit...
— Wezystko prawda, madame, odparł śmiało podkomarzyc — niosłem kurę, jaja i śmietanę za moją