Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cechy zeszłego stulecia. Rękawice z króliczego futra uzupełniały jéj ubiór.
Za nią w półświetle stała Terenia. Twarz jéj jak zawsze była ładna, czarne oczka ciekawie patrzyły na podkomorzyca, ale ubranie głowy było jakoś dzisiaj tak prozaiczne, że podkomorzyc widział w niéj tylko bardzo pospolitą dziewczynę.
— Więc to aćpan mnie szukałeś mości podkomorzycu? zapytała szambelanowa, patrząc na wykwintny ubiór kuzyna.
— Byłbym od dawna służył pani szambelanowéj, odparł zakłopotany podkomorzyc, ale któżby się spodziewał...
— Że mieszkam na poddaszu! uzupełniła szambelanowa i rozśmiała się — tak, tak! Czasy zmieniły się! Zbiednieliśmy!
Podkomorzyc stał jak na węglach i nie wiedział co z sobą zrobić. Oglądał się, czy go nie widzi kto z wielkiego świata.
— Jeżeli aćpan taki łaskaw, ozwała się szambelanowa, że nie gardzisz ubogimi krewnemi, to bardzo się z tego cieszę. Ale wiedzże rybeńko, żem za stara, aby dla ciebie wracać się na poddasze. Do tego jeszcze idziemy za sprawunkami z Terenią. Jeżeli więc aćpan masz ochotę, to przejdź się z nami, a potem wrócimy razem do domu.