Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

strem, Brenkenhofem, który miał sławę szczęśliwego handlarza nierogacizną, zjechał był na ziemie polskie i obaj gospodarowali tam per vim fortioris. Opowiadano, że spławiane Wartą drzewo kazano przy brzegu zatrzymać i wziąć je do budowy kanału, nie pytając się nawet o właściciela...
Podobne wieści musiały dostarczać materyału do rozmów codziennych, a rozmawiano nawet o nich w salonie pani kasztelanowej. Były to zresztą rzeczy, które z wyższych, szlachetniejszych pobudek mówiły o wielkiem nieszczęściu, jakie spotkało Rzeczpospolitę. I tam były rozmaite zdania, ale nie ścierano się z taką zawziętością, jak w komnacie Żółtej. Panował tam tylko nastrój smutny, elegijny. Utyskiwano na losy tak smutne, żałowano straconych części Ojczyzny, pocieszano się, że Opatrzność Boga i mądrość rządzących wszystko to jeszcze naprawić może...
Młodsze pokolenie używało swego przywileju, aby się dobrze, wesoło i przyjemnie bawić. Szafowano dowcipami, spojrzeniami, przyciągano i odtrącano, obiecywano i odmawiano wszystkiego. Była tam ustawiczna szermierka, zdobywano pozycye i tracono, brano je szturmem powtórnie ale na to, by — kapitulować.
Zwyciężeni i zwycięzcy — zwyciężone i zwyciężające — wszystko to przedstawiało obraz wielce żywy i zajmujący. Sztuką odmłodzeni starcy i tąż