Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sąsiadom naszym, którzy przyszli pod pozorem ratowania nas od zupełnego rozprzężenia, a widząc naszą niemoc, zostali w kraju i wywiesili nad nim swoje znaki!... Gorąca krew jest dobra, ale w szeregu mospanie; ale jeśli szeregowi chcą komenderować, to kraj w skórę dostanie.
Siwy szlachic podkręcił wąsa, błysnął gniewnie i rękę oparł na rękojeści karabeli.
Dziwną charakterystyką owego czasu było, że starsi byli zapaleńsi do obrony środków doraźnych, jakiem jest wystąpienie do walki bez prawdopodobieństwa wygranej. Młodzi okazywali rozum chłodniejszy, ale w postępie walki z przeciwiem stronictwem przechłodzili go aż zanadto...
Jeżeli jedni, przypuśćmy, rozpoczęli zbrodnią, to drudzy zakończyli także — zbrodnią.
— Mości panowie! — zawołał siwy szlachcic — a cóż w kraju robić, jeśli się kto zbudzi i widzi łunę pożaru na niebie, a stróżów nocnych śpiących lub pijących w szynku?... Czyż mu nie wolno wtedy zawołać: — Gwałtu, gore!? — A dlaczegóż stróże nocni, zamiast pospieszyć do pożaru, zwrócili się ku wołającym i zaczęli ich mordować za to, że pierwsi łunę ujrzeli?... Mości panowie! Ja w Barze nie byłem i nie pochwalam w zupełności tego, co Bar zrobił, ale wiem, że ten Bar byłby inaczej wyglądał, gdybyśmy w krzyk jego o ratunek uwierzyli i z wszystkiemi naszemi siłami do ratunku wyszli!...