Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rumieniec szkarłatny oblókł twarz Krystyny. Było to ostatnie drgnienie jej serca dla tego, o Którym tak długo marzyła...
Potem śmiertelna bladość okryła jej lica. Westchnęła głęboko, wzięła pierścień do ręki i odparła:
— Dzięki wam, mości Maryanie, żeście ulżyli mi, oddając ten zakład mojej dla was miłości. W tej chwili bowiem już on nie był tym zakładem!...
...Gdyście przed pięciu laty przysięgali w kościele miłość i wierność ukochanej naszej Ojczyźnie... czemuż przy biegu naszego wspólnego szczęścia zapomnieliście o tej przysiędze? Po co zapragnęliście bogactwa? Czym was kochała bogatym?...
...Niech wam Bóg przebaczy tak, jak ja wam przebaczam — ale ludzie nie przebaczą wam!
...Ten pierścień należy odtąd do Boga...
Wyrzekłszy to ze łzami, złożyła pierścień przy czarnym krzyżu, na którym wisiał Chrystus.
Szucki stał przy tych słowach, jak posąg. Twarz tylko jego drgała wewnętrznym, bolesnym kurczem.
Stał, jak winowajca, i nie podniósł głosu, by choć jedno słowo wymówić.
Przyjął wyrok, bo był przekonany, że go zasłużył, że inaczej stać się nie mogło!...
Skłonił się, a czarne rumaki, wraz z karetą, zniknęły w tumanach kurzu.