Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oszołomiony szczęściem swojem i marzeniem Szucki nie czuł tego, ani wiedział.
Zaraz na drugi dzień wyjechał oglądać nowy swój majątek i wydać w nim potrzebne rozkazy.
A za trzy dni przybył znowu do zagrody urzędnik cesarski z żołnierzami, zwołał chłopów i kazał słone źródła zakopywać i zabijać.
Na wieść, że zatracają słoną wodę, która tylu ludziom i chudobie służyła, zeszedł się licznie lud wiejski i rozpoczął się płacz i narzekanie, jakby jaki pogrzeb odprawiano, jakby najlepszego człowieka w ziemi grzebano.
A reprezentanci nowych rządów stali ponurzy, z bronią w ręku i wydawali rozkazy pogrzebu...
Po polach ryczało żałośnie bydło, jakby przeczuwało, że utraci napój zdrowy i ulubiony...
............
Tego wszystkiego nie widział Szuski. Rozpatrzywszy się w pałacyku, obejrzawszy wszystkie przepyszne komaty, przyszedł do przekonania, że strój jego staropolski nie stosuje się do nich. Zresztą znał on poczciwych ludzi i dobrych patryotów także we fraku i peruce, dlaczegóż nie miałby i on wziąć na siebie tego ubrania, które noszą ludzie, odznaczający się wysokim rodem i znaczną fortuną?...
Powziąwszy tę myśl w wspaniałych komnatach pałacyku, zaczął się z nią coraz więcej oswajać.