Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc w zabranej polskiej ziemi monopol soli, wykupywał majątki ze słonemi źródłami, płacąc za nie sowicie, a nawet i tytuły w dodatku rozdawał, nie drażniąc opinii publicznej. Niektóre mieniał na ziemie z dóbr koronnych, potrójnej częstokroć wartości. W razie uporu, następowało urzędowe wywłaszczenie, oszacowane i zapłata.
Ze swego stanowiska, rząd austryacki był nader oględny. Inaczej jednak sądziła o tem opinia publiczna.
Rany, zadane narodowi rozbiorem, były zbyt świeże, aby najmniejszy podmuch zimnego wiatru nie wzbudził w nich bolesnych kurczów. Jeszcze wisiały z oderwanych członków strzępki żył i nerwów... jeszcze drgały przecięte fibry i kurczyły się od srogiego bólu....krew jeszcze żywa ciekła z nieobtartych nożów, rozcinających ciało Rzeczypospolitej... kiedy w te rany zagłębiono nowy skalpel.
W taki sposób zmęczony organizm czuje inaczej, cierpi inaczej i widzi inaczej...
Najdotkliwiej dotknął ten nowy cios lud wiejski, który dotąd był prawie obojętnym świadkiem katastrofy dziejowej. Odtąd uczuł on dopiero, czem była i dla niego ta katastrofa... Z Polską tracił on sól, jedyną przyprawę chleba!...
Przy takich okolicznościach, na zabór ziemi z solą zapatrywano się zupełnie inaczej...