Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O to samo i ja was zapytać mogę, mści Jakubie. Cóż wy o tak późnej porze na ulicy?
— Prawda. Do kata! głupio zapytałem! Za to odpowiem wam pierwszy. Byłem u jegomości pana miecznika...
— Et! dajcie mi pokój! Wam zawsze żarty w głowie. Dobranoc, śpijcie dobrze.
— Ależ zaczekajcieno! Wam się zdaje, że cały świat z was żartuje. A przecieć wiecie, że Pan Bóg dwa gatunki mieczników stworzył. Jedni są dygnitarzami państwa, a drudzy kują miecze, aby się państwo czem bronić miało. Że wy, Marcinie, jesteście miecznikiem, myślicie, że ja, mówiąc o mieczniku, z was żarty stroję! Uchowaj Boże, tego nie miałem na myśli!
Cechmistrz „mieczników“ patrzał czas niejaki na cechmistrza rzeźników, jakby słowom jego nie dowierzał, potem uśmiechnął się, podał mu poczernioną rękę i rzekł do niego:
— Wierzę teraz, żeście nie chcieli żartów stroić, jak to zawsze jest waszą naturą. Tłuste mięso, które zajadacie, a nawet sam widok mięsiwa sprawia wam zawsze dobry humor i rodzi w głowie waszej różne pocieszne dykteryjki. U mnie zaś, przy mojem rzemiośle, to się rzecz ma inaczej. Ja kuję szable, a nie wiem, dla kogo i na kogo! Wiem tylko, że te szable będą zabijały! Otóż przy każdej szabli, która wychodzi w świat z mego kowadła, ściska mi się serce,