Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Albo ten drugi z nad brzegów Negliny,
Co nas własnemi chce obarczyć winy,
Co będąc nakształt zjadliwego wrzodu
Jady zaszczepiał w krew swego narodu,
Ten kat, co nożem pierś naszą rozkrwawiał,
I lud swój na nas do gwałtów zaprawiał,
I kanibalizm w nim tak pielęgnował,
Aż z świętokradzkich siewów tych wychował
Tę, co kraj jego dziś uciska zmorę,
— Jakże pociesznie czapka na nim gore!

Jest zaś w popłochu tych obu złodziei,
I w tych podszeptach z nad Moskwy i Sprei
Dla rosyjskiego narodu nauka,
Jest obrok dla nas, jeśli kto poszuka.
Boć widnem, przyznasz mi Waćpan Dobrodziej!
O co obydwom tym gołąbkom chodzi!
I jawnie tutaj wystąpił znak czasu;

Oby więc morał nie poszedł do lasu!

1881.


Wiersz ten był protestem przeciw oszczerczym artykułom Norddeutsche Allgemeine Zeitung p. Pfintera, i Moskowskich Wiedomosti p. Katkowa, pomawiających Polaków o duchowe ojcowstwo nihilizmu.