Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mógł jedynie zajść w te szlaki,
Oszukany przez majaki,
I zamroczon łez kurzawą;
Jać nie winię, boś człowiekiem,
Ale przestrzedz Cię mam prawo,
— Bom Twej pieśni karmion mlekiem!

Wracaj! wracaj Strzelcze Czarny,
W anatolskie Twoje jary,
Między dziki Twe i sarny,
I jelenie i ogary!
Milsza ziemia ta zbójecka,
Niż gościnność gdzieś niemiecka!
I pewniejsze puszczy szlaki
Od tej sprośnej białowieży,
Kędy zwodne lśnią majaki,
I kwiat zdobi sieć obieży!

Na posłaniu z myrtów, z róży,
Nucąc nam Jobowe smutki,
Choć źrenicę łza Ci zmróży
Śmierci czekaj — nie pobudki!
Ho! daleki świt wyzwoleń
A nasz żywot jeno chwilką,
I dla przyszłych my pokoleń
Och! nawozem bracie tylko!