Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeśli się dowiesz w ciężkiej dla cię chwili,
Że ojce twoi dobrze jedli, pili,
Jak wodą hojnie tak szafując złotem? —
Ot, gorycz tylko! — Więc nie mówmy o tem!

Lepiej Waszmości powiem tu na ucho,
Że było później nie raz ze mną krucho,
Bo ojców butnych mizerne wnuczęta
Już uważali mnie za „strój od święta“
Od „wielkich dzwonów“; więc też ciągle prawie
Leżałem panie w żydowskim zastawie,
Upokorzony tem wielce w mej bucie,
Bo jako widzisz: factus jestem Słuciœ!

I powiem Tobie, że z tego ukrycia
Wydobywano mnie wśród dzwonów bicia,
Wpośród dział huku, — ilekroć w zawiei
Gwiazdka Polakom zabłysła nadziei;
Żem słyszał jako bajał Lucchesini,
Iż Polskę wolną Król pruski uczyni;
Żem widział potem jako Bonaparte
Z księciem Józefem przekraczali Wartę;
Żem w Aleksandra błyszczał się drużynie;
Wierząc, że los nasz przebłaganym ninie;
Żem w tęcze pełen nadziei rozkwitał,
Gdym Mikołaja królem Polski witał,
I żem w orszaku jego czuł się swojsko,
Widząc, że mamy — własny skarb i wojsko!