Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I jak ptaszę ranne łowca grotem
Padła korna — drżąca — we łzach cała,
U stóp „Rabbi dobrego“, a potem
W wonnych maściach nogi mu kąpała,
Obnizając je swych włosów splotem.

U stóp Mistrza płonąca miłością,
Trwała — czerpiąc z słów jego otuchy,
Znicestwiona szczęściem i żałością;
— Od ofiary tej, i od tej skruchy
Dom się cały napełnił wonnością.

I rzekł Judasz, ów co był złodziejem:
— „Uczyniła ujmę snać mizernym,
Kąpiąc nogi Mistrza tym olejem“.
A to rzekł nie duchem miłosiernym,
Lecz, że nosił trzos i — był złodziejem.

I jął gromić biedną głosem srogim:
— „Wżdy rozrzutność twoja oczywista!
Źleś tym skarbem szafowała drogim;
Sprzedać było go za groszy trzysta,
I pieniądze te rozdać ubogim“.

Tedy rzecze Rabbi litościwie:
— „Precz ją trapisz słowami niechęci,
I uczynek jej sądzisz skwapliwie?
Wszak poczęła tak dla mej pamięci,
A co mogła — zrobiła godziwie.