Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz pamiętaj siedzieć makiem,
I nie wszczynać rozhoworów
Lekkomyślnem słówkiem jakiem
Z głodną rzeszą redaktorów,
By się który nie przyczepił,
I przedpłaty ci nie wlepił.

A gdy sobie już zdobędziesz
Miejsce w ławce, i usiędziesz,
To, nim spojrzysz okiem na dół,
I myśl twoją puścisz w tropy
Paplaniny sejmu gaduł,
Rzuć spojrzeniem jeszcze wprzódy
Na sufitów onych stropy,
Gdzie fujary, trąby, dudy
I cymbały zdobią pował,
Które — jakiś wieszcz malował!

A gdy znaki te odczytasz,
To — niejedno już zrozumiesz,
I już niczem się nie zdumiesz,
I o więcej nic nie spytasz!

∗             ∗

Z lewej, z prawej, stoją ławy,
Dwa sąsiedzkie tworząc rzędy;
W nich się mrowi tłum ruchawy,
I łysiny świecą wszędy.
I nie trudno mikroskopem
Za dyskusyi goniąc tropem,