Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i działamy przeto nietylko lekkomyślnie, lecz nawet niemoralnie, — ten z pewnością w piosnkach tych znajdzie echo własnej swej myśli.

∗             ∗

Wielkie, olbrzymie zadanie przypadło naszemu pokoleniu w udziele! Wobec walki o byt, narzuconej nam przez losy, przez sam zresztą nieodwołalny świata porządek, musimy z jednej strony, nie spuszczając z oka tej ziemi, która się nam coraz bardziej z pod nóg usuwa, i pomnąc, że materjalna nędza nieubłaganie do umysłowego i moralnego prowadzi upadku, pracować mężnie a wytrwale, aby w rzeszy narodów wywalczyć sobie uronioną już niemal możność fizycznego istnienia; — musimy z drugiej strony, nie zapominając o tem, że byt nasz cały dziś w duchu leży, krzepić w sobie ducha bez przerwy, nie dozwalając mu zamierać w rozpaczy, ani usypiać w mesjanicznym kwietyzmie, ani też rozdrabiać się w szalonych porywach. Nie zbawi nas ani Mąż Czterdzieści Cztery, ani legendowy rumak Wernyhory, ani kantor austryackiej loteryi, ani ruleta zewnętrznych zawikłań, ani galwanizm sztucznie wywoływanych demonstracyi, ani też w ogóle żaden z wymysłów pokutującego w nas pańszczyźnianego ducha, jeżeli z siebie pracą kilku pokoleń nie dobędziemy zasobów zdrowego życia, — jeżeli życiu temu nie podłożymy szerokiej moralnej podstawy. Wszystko inne jest tylko mrzonką, zabawką i kuglarstwem!
Musimy rozpocząć naszą reorganizacyę moralną, ucząc się myśleć tak, jak ludziom uczciwym myśleć przystało; — oto jest nasz pierwszy patryotyczny obowią-