Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

Znoszono z pobliskich krzaków gałęzie, sporządzano nosze. Na wszystkie strony rozbiegli się posłańcy ze straszną nowiną i aby sprowadzić pomoc lekarską.
— Rannych odniesiecie do szpitala, a delegaci za mną na konwencyę — komenderował Smith dalej. — Tych zaś, których dusze już są na Sądzie Bożym zabierzemy ze sobą..... Omylą się ci, którzy, aby ich tam nie dopuścić popełnili tak straszną zbrodnię! I po śmierci dadzą świadectwo prawdzie, a za sprawą, dla której dali życie, milczenie tych zimnych trupów przemówi wymowniej, niż najwymowniejsze usta....
Nie omylił się Smith bynajmniej.
Nie stawił się na konwencyę Jan, bo konającego zabrali górnicy do miasteczka, nie stawił złożony ciężką chorobą Maciej, najwymowniejsi przeciwnicy strajku, ale... zastąpił ich Józef Kowalewski....
Żałobną delegacyę ich lokalu, z której pięciu członków niesiono na marach wyścielonych żółkniejącymi gałązkami dębiny wyprzedziła wieść okropna, niespodziewana a niezrozumiała.
— Dla czego?... za co?... Pytali jedni drugich, a odpowiedzi nie było.
Tysięczny tłum ludzi, których do sali zgromadziła ciekawość wyniku obrad, wybiegł na spotkanie smutnego orszaku.
Uderzył w niebiosa płacz kobiet i dzieci skargą bolesną....
Wniesiono ich do wnętrza sali, ułożono w pośrodku, uciszyły się płacze i jęki, uciszył gwar za-