Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   89   —

— Idź, zobacz, co on, poco.... odezwała się szczękając zębami Mery do brata.
Wyszedł i wrócił po chwili... Przerażenie świeciło mu w oczach.
— Cóż?
— Wi - wi - wisi!...
— Wisi?!....
— Tak!
— To... i czego się trzęsiesz głupcze?....
Sama trzęsła się jeszcze, ale strach mijał, w oczach zjawiły się inne błyski.
— Doskonale się składa. Idyota był, no, wiadomo, przecież to Polak... w sądzie byłby wypaplał, a tak... I cały tysiąc dolarów w zysku!..... Ciekawam ilu ich padło! W każdym razie, braknie kilku najzawziętszych przeciwników....
Brat słuchał, i patrzał na nią przerażony, ale i nie bez podziwu:
— Szatan z ciebie Mery, wcielony szatan!
— Hi, hi, hi, — zaśmiała się, już zupełnie uspokojona. — Dziękuję za komplement, ale na ciebie czas. Konwencya z pewnością otwarta. Idź! trzeba pilnować businessu!.....