Strona:Z pamiętnika korepetytora.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc cenzura zawiodła i te nadzieje. Ostatnia nagana za użycie języka «nie-wykładowego» tyczyła się wprost sprawowania chłopca, który, «jako nie dający widoków, by mógł korzystać odpowiednio, a zabierający napróżno miejsce innym», został usunięty ze szkoły.
Michaś przyniósł ten wyrok wieczorem. W mieszkaniu było prawie zupełnie ciemno, bo śnieg bardzo obfity padał na dworze, więcem nie mógł widzieć jego twarzy; widziałem tylko, że poszedł do okna, stanął w niem i bezmyślnie patrzył na ulicę i na płatki śnieżne, kręcące się w powietrzu. Nie zazdrościłem biedactwu myśli, które jak owe płatki musiały kręcić mu się w głowie, ale wolałem z nim nie mówić ani o wyroku, ani o cenzurze. W ten sposób upłynął nam z kwadrans w milczeniu, a tymczasem ściemniło się prawie zupełnie. Zapaliłem lampę i zabrałem się do pakowania rzeczy w tłumok, widząc zaś, że Michaś ciągle stoi nieruchomie przy oknie, spytałem go:
— Co tam robisz, Michasiu?
— Prawda — odparł głosem, który dygotał i zatrzymywał się na każdej sylabie — że mama siedzi teraz z Lolą w zielonym gabinecie przed ogniem i myśli o tem, że przyjedziemy.
— Być może. Czemu ci tak głos drży? Czyś nie chory?
— Nie, panie! Nic mi nie jest, tylko mi bardzo zimno.
Rozebrałem go i położyłem natychmiast do łóżka, bo istotnie drżał cały, a rozbierając, patrzyłem z litością na jego wychudzone kolana i ręce tak cienkie, jak źdźbła trzciny. Kazałem mu napić się gorącej herbaty i okryłem go, czem było można.
— Lepiej ci teraz, dziecko?
— O tak! Głowa mnie trochę boli.
Biedna głowa, miała od czego rozboleć. Zmęczone dziecko usnęło wkrótce i oddychało pracowicie przez sen swemi wąskiemi piersiami, ja zaś kończyłem pakować jego i swoje rzeczy. Potem, ponieważ piersi bolały mnie tego dnia z powodu zimna więcej niż