Strona:Z martwej roztoki.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Albo powietrzem się ciska
Niby prześmigi złotych mew-gołębi...
Na zapalonym obszarze
Tańczą ogniste języki,
Krwawe, zielone, lilijowe —
Coraz to nowe —
Mienią się, grają,
Wnikają w podwodne tonie —
Buchają płomienne krzyki —
Pożar się szerzy dokoła —
Już całe jezioro płonie,
Jak wielkie, roztoczone skrzydło archanioła...
................

Tedy rozstąpiły się
Płomienne niebios przesłony,
Rozpełzły, rozpłynęły się w czerwone morza,
Ujęte w siną oprawę,
I na tle siniejących zórz
W oblasku złotej korony
Ukazało się widmo słońca
Ogromne, krwawe —
Zawisło w pustce przestworza
Nad płonącemi wodami
Niby serce rozżarzone świata — —
Zaczem z jeziornych wzgórz
Płomień-wysłaniec wylata