Przejdź do zawartości

Strona:Z martwej roztoki.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Te białe widma strzaskanego świata
Są nakształt mistycznych progów,
Po których duch do nieba wzlata —
Są, jak olbrzymie zamki bogów,
Zburzone przez Tytany.
Jeszcze wśród gruzów majaczą
Wieżyce, baszty, ściany...
Mont Arvel, Dent du Midi, Grammont...
Lodem na wieki zatrzaśniętą bramą
Nigdy w cud ziemska nie wchodziła stopa...
Cóż dzieła ludzkie znaczą,
Któremi świat się zachwyca?...
W dole zamek Chatelard — jak szopa,
Chillon sławny — jak w cieniu skryta piwnica.

Słychać z oddali dzwony:
Anglikańskie z St. Martin,
Kalwińskie z St. Legier,
Katolickie z Montreux.
Każde na inne nastrojone tony,
Kościołom swoim wierne —:
Te smutne,
Te pokutne,
Te niemiłosierne.

Rozgrały się i jęczą
W to białe, słoneczne rano —