Strona:Z martwej roztoki.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Iż jest w tej wiecznej cisz harmonii
Niedosłyszalnym głosem,
Mniej, niż ten świerszcz, co oto dzwoni
O spadłą rosę.

Smutek? Pragnienie? Ból? Tęsknota?
Wieczność? Wieczyste trwanie? — —
Któż się o świerszcza zakłopota,
Gdy grać przestanie?

Oto w rozgwarach tego lasu —
Cóż wróci żal głęboki! —
Jak kamień, wpadły w głębię czasu
Młodzieńcze roki...

I dzisiaj cisza... Sierp księżyca
Jak kosa śmierci błyszczy —
Powietrze zgniła woń przesyca
Jesiennych zgliszczy...