Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

li, odszedłby napewno z kwitkiem, jeżeli nie z siniakami, gdyż prawo wejścia do klubu mieli jedynie i wyłącznie członkowie klubu.
Ogromny „hall“ klubu przedstawiał nie­samowity wygląd. Był on doskonale przygo­towany do charakteru klubu. Kolumny z ar­mat wspierały się na olbrzymich moździeżach i podtrzymywały sufit z kutego żelaza, jak koronka rzeźbiony w misterne ornamenty. Łuki, karabiny, pistolety, wszelkiego rodzaju broń palna starożytna i nowa zdobiła ściany. Nawet świeczniki, kandelabry i żyrandole ro­bione były z luf pistoletowych i karabino­wych, zręcznie połączonych ze sobą. Modele armat i kartaczownic, grono bomb, czubki kul rozmaitych rozmiarów, porozkładane w szklanych szafkach i porozwieszane dokoła kompletowały dekorację tej dziwnej sali.
Na miejscu honorowem za witryną spo­czywały resztki słynnej armaty, wynalezionej przez J. T. Mastona, połamane i porozsadzano podczas nieszczęsnego wybuchu.
W głębi sali, otoczony czterema sekreta­rzami siedział na wysokiem wzniesieniu pre­zes klubu, a bogato rzeźbiony jego fotel po­siadał również formę moździerza. Na biurku, ogromnej płycie stalowej, wspierającej się na czterech granatach stał ogromny kałamarz w kształcie armaty i widniał dzwonek, który