Strona:Złoty Jasieńko.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dym obficie palonych cygar miał odpływ. Trwało to zajęcie parę godzin, gdy prezes skończył nareszcie trzy robry, gospodarz natychmiast dopatrzywszy że wstaje, oddał karty swe komuś i pośpieszył ku niemu.
Prezes już się oglądał, wziął go poufale pod rękę i poprowadził do gabinetu. Tu stanął tak aby miéć oko na drzwi przez któreby go któś mógł podsłuchać, i zdawał się namyślać nieco jak rzecz zacząć.
— Mój mości dobrodzieju, rzekł w końcu clara pacta, jestem człek prosty (prezes lubił za prostego człowieka uchodzić, żeby go krzywym nie nazywano) — lubię jeszcze i otwarte interesa, nie będę więc długo nudził. Znasz wacpan położenie moje, mam się nie źle, ale oto w téj chwili, z pewnych względów jestem zmuszony zaciągnąć pożyczkę na dobra.
Szkalmierski spojrzał wielkiemi oczyma.
— Panie prezesie dobrodzieju, to ledwie do wiary, przy tak znacznéj i tak pięknie zagospodarowanéj majętności, a jak wszyscy sądzą i kapitałach.
Prezes się zaczął śmiać.
— Kapitałach! oto! to! co zaś znowu...
— Przy takim kredycie, dodał gospodarz.
— Otóż widzisz mój dobrodzieju, przerwał prezes, kredyt mam, ale nie lubię go używać i dla-