Strona:Złoty Jasieńko.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Bezpieczniéj chodzić po ziemi i być po prostu uczciwym człowiekiem, dodał Wilmuś — choć; ojczaszku kochany, dalipan i to nie łatwo.
Ty i ja potroszę, jesteśmy tego żywym dowodem. — No, ja jak ja — mam różne grzeszne słabostki, świętym nie jestem i podobnonie nbędę, ale jegomość??
— Ja także, mój kochany, musiałem coś przeskrobać — szepnął Tramiński z westchnieniem — kiedy mi tak krzywo poszło. Ale mając lat sześćdziesiąt życia — de nowiter repertis rozpoczynać już niepodobna. Szkoda! wieleby się rzeczy dziś inaczéj poprowadziło — ale po capstrzyku.
— Mój jegomościuniu, mnie się zdaje że dobrze mówią: co było a nie jest, to nie pisać w regestr. Co pomoże stare rany przypominać? Nie wesołe to rozpamiętywanie — parole d’honneur ot — gdybyśmy się marcowego natomiast napili? hę? za zdrowie złotego Jasieńka?
— Przeciwko piwu, umiarkowanie użytemu nic nie mam — rzekł Tramiński — karmi ono i posila, ale nie za zdrowie tego trutnia!
— A zobaczycie że on jeszcze wyjść gotów na wielkiego człowieka! rozśmiał się Wilmuś.
— Tak na eleganckiego oszusta, może — może — co nie przeszkadza by kiedyś nie chodził w dewizkach od zegarka.