Strona:Złoty Jasieńko.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

talerze za piecem, półmiski pod stołem — przedstawiały wymowny obraz marności światowych.
Jacek obrachowywał co mu z tego pozostać może dla panny Petroneli i dla niego, inwentarz okazywał się nader niekorzystnie; nawet deser rozchwytano po kieszeniach. Sam on widział jak bezwstydniejsi unosili cukry w chustkach od nosa, w kapeluszach. Jacek zżymał się na tę nikczemność i spijał pozostawiane szampańskie kielichy, gdzieniegdzie chwycił zapomnianego tortu, rzuconéj benedyktyny — i wzdychał.
Przyprowadzić do porządku, obliczyć szkody, zebrać srébra, pooddawać pożyczone przybory, rozeznać półmiski, wysortować serwety — olbrzymią zapowiadało pracę. Dlatego Jacek uznał słuszném, głowę pokrywszy od much dokuczliwych serwetą, usiąść w fotelu — i zasnąć.
Ale biada tym którzy się nieopatrznie rzucają w Morfeusza objęcia, zwłaszcza po kilku kieliszkach — któż wié kiedy się im oczy na światło dzienne otworzą?
Jacek który się obudził, dzięki natrętnéj musze która pod serwetę się zakradła, aby usta jego słodyczy pełne ucałować — był w przekonaniu iż może jeszcze sobie bezpiecznie spocząć godzinkę — ale wtém usłyszał bijącą na zegarze u reformatów dziesiątą. Zrazu posądził że mu się to przysłysza-