Strona:Złoty Jasieńko.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie mam po co czasu tracić, odparł Tramiński — wiem już z góry widząc cię tu, żeś breweryę jakąś zrobił, że cię majster wypędził i przywlokłeś się tu nazad, gdzie znowu, to samo co przed tém życie będziesz prowadził.
— Niezupełnie tak było, ale coś w tym rodzaju — odezwał się z głębokiém westchnieniem Wilmiś — łatwo to odgadnąć los nieszczęśliwego człowieka. A przecie jegomościuniu, tylko że gadać nie chcę, ale należę do bardzo porządnéj familii, na co jéj wstyd sobą robić. Odepchnęli oni mnie, to ja na nich pluję. Tylko mi poczciwéj matki żal.
Wilmuś się zasępił, Tramiński pisał.
— Jegomościuniu, rzekł, podnosząc bolącą nogę, ja dziś doprawdy od rana nic nie jadłem.
— Ale piłeś?
— Jeden maleńki kieliszeczek i to mnie przy życiu trzyma, ale czuję jak mi się w kiszkach zwija, a grosza przy duszy nie mam. Gdyby choć kawałeczek chleba, a broń Boże z masłem, byłbym szczęśliwy, poszedłbym do piérwszéj izby spać i nieprzeszkadzałbym dobrodziejowi pisać.
Tramiński począł mruczéć, zżymać się, poszedł do szafki, dobył z niéj chleba kawałek i séra, oddał je chłopcu który go w rękę pocałował i powrócił milcząc do roboty.
Wilmuś podskakując na jednéj nodze, przeniósł się milczący także do piérwszéj izby, drzwi zary-