Strona:Złoty Jasieńko.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie było wątpliwości! ów nieznajomy co jechał tak — ku Zakrzewkowi, co trochę znał prezesa, musiał być starym przyjacielem baronowéj, któremu wierną pozostała! Łatwo się teraz domyśléć przyszło iż stosunki ich nigdy zerwane nie były — że Żabicka umyślnie niechcąc odbiérać nadziei i zmniejszać gorliwości mecenasa, dała mu to do zrozumienia — i że rotmistrz o jednéj nodze z czernionemi wąsami reprezentował owego ładnego niegdyś młodego człowieka.
Nie było tu już co robić mecenasowi, pozostawało tu tylko przyzwoicie starać się wycofać ranionemu, nie okazując że boli, aby po za sobą śmiechu nie słyszéć.
Położenie jego nie było do zazdrości.
Rotmistrz mógł sobie szydzić z jego projektów na baronowę, a nielitościwa p. Żabicka gotowa była szeptać że miał widoki i na Albinę.
Szkalmierski był na siebie zły wściekle, czuł że mu się w głowie mieszało i że mógł z tego zmartwienia dostać żółtaczki. Dodajmy interes z Simsonem, a ostatecznie jedyną deskę ratunku w p. Sebastyanie.
Rozmowa, mimo myśli które ją jak chmury przecinały, była niezmiernie ożywioną, mecenas usiłował okazać się wesołym, obojętnym i — prawnikiem tylko zajętym swojém rzemiosłem. Potrzeba przyznać że grzeczna baronowa (ludzie