Strona:Złoty Jasieńko.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pozyskanie tego serca w którém jeszcze jedną nogą stał rotmistrz od huzarów, było warunkiem koniecznym. Więc choć mecenasowi chwilami jak widmo zjawiał się cień mściwy matki, choć niepokoił się w duchu, choć był roztargniony niezmiernie — rachował przecie, rachował. Miał przed sobą trzy drogi wszystkie wiele obiecujące. Baronowę z milionami fantastycznemi nieco, pannę Albinę z wielkim kłopotem ale z wielkiemi nadziejami, naostatek Polcię Zwiniarską, którą już wniósł na swój regestr matrymonialnéj sperandy.
Chodził po salce a baronowa przekąsywała śniadanie; smutek po ojcu i kłopotliwe położenie nie przeszkadzało jéj wykrzykiwać przy śniadaniu.
— Ale jakie wszystko u pana ładne? ale cóż to za przedziwny pasztet? a! to marsylskie konfitury, a po chwili — Delicieux, ten koszyczek filgranowy, pan masz gust!
Wszystko to przerywane było ciężkiemi z głębi piersi westchnieniami i rzucanym ukradkowo wzrokiem to na zwierciadło, to na mecenasa.
— Najgorsza rzecz — szepnął Szkalmierski że pani jesteś zmuszoną powracać do Zakrzewka. Co tu począć?
— Sama nie wiem, radź pan.
— A gdybyś pani pojechała do siostry, dla pogrzebu ojca zresztą, to naturalne.
— Jakto? sama? spytała baronowa.