Strona:Złoty Jasieńko.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A dlaczegóżby nie?
— Widzi pan, ja, ja odwykłam od podróży, boję się, i z siostrą nie widziałam się od bardzo dawna i nie dam sobie rady. Tam wszyscy sądowi i otaczający są jéj przyjaźni, a ja słaba, biédna, a! słowo panu daję, nie mogę.
A po chwili zawołała cicho.
— Gdybyś pan był łaskaw pojechać ze mną?
Szkalmierski zagryzł usta.
— Wié pani — prawdziwie, byłbym gotów, ale przy tylu interesach, a zwłaszcza interesie prezesa, jednym, nagłym, prawie niepodobna oddalić się. Przytém pani wié jaki prezes wpływ wywiéra na obywatelstwo, gniew jego byłby dla mnie zgubny.
— Ale jakże! pan opuścisz nieszczęśliwą wdowę która się rzuca pod opiekę jego? przerwała baronowa tonem tragicznym; pan, ach! więcéj spodziewałam się po jego przyjaźni dla mnie.
Mecenas poskoczył do ucałowania ręki chociaż przy chodziło mu na myśl że może zawikłać się niepotrzebnie, służąc właściwie sprawie pięknego bruneta.
W téj chwili po bruku zahuczało. Baronowa zbladła.
— Jestem pewna — zawołała, że mnie prezes goni.