Strona:Złoty Jasieńko.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I owszem, rzekł, i owszem, z miłą chęcią dam, dam, no! rozumie się, umówimy...
— O warunkach teraz niéma mowy, rzekł mecenas, kryjąc swą radość, aby nie wybuchła ustami, nie wytrysnęła oczyma, ale to główny, aby kapitał był każdego czasu i godziny na pogotowiu, bo u nas nietylko godzina, ale kwadrans czasem stanowi...
Sebastyan wskazał okuty kufer stojący w drugiéj izbie pod ścianą, i uśmiéchnął się, szepcząc mu do ucha:
— Choćby dwa kroć poszukawszy się znajdzie.
Mecenas był w najsłodszém marzeniu, zdawało mu się że śni, że wrota raju mu się otwierają. Miéć na zawołanie piéniądze znaczne, obracać niemi i w dodatku pokazać Simsonowi że się bez niego obejdzie.
Inna przytém myśl wykłuła się w pełnéj fantazyi głowie prawnika; panna Apolonia była tak cudownie piękną, ojciec tak bogaty, dom tak skromny. Gdyby wszystkie inne rachuby i nadzieje zawiodły, czyżby nie mógł schylić się tylko, sięgnąć, i bez najmniejszéj trudności rękę panny otrzymać. Teraz mu się to zdawało tak jakoś łatwém, jak wstęp do kufra pana Sebastyana. Czuł tak dobrze wyższość swoję, zdawało mu się że jeszczeby uszczęśliwił skromną tą rodzinę, wynosząc Polcię do