Strona:Złoty Jasieńko.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No — to przypuśćmy winę moją, winę błahą, a podniesioną przez niego do niesłusznych rozmiarów.
— Do niesłusznych — podchwycił znowu młody człowiek — ja nie mogę przyjąć tego wyrażenia.
— Do przesadzonych.
— Pan Simson jest człowiekiem krwi zimnéj.
— Ale ja niestety, może zagorącéj — obruszył się naciśnięty do ostateczności mecenas, — bądź co bądź, stało się to czego najmocniéj żałuję. Pan Simson który mi tyle okazywał przyjaźni, jest dziś moim nieprzyjacielem.
— Mylisz się pan, odparł Hem — Pan Simson nie ma nieprzyjaciół, ale od dzisiejszego dnia on pana nie zna.
— Ale niechże cała ta rzecz zostanie między nami, miasto, pan wiész, plotki, ludzie. Prosiłbym o to...
— Możesz pan być pewnym, iż sprawa ta cała od nas nie wyjdzie nigdzie. Pan Simson jest człowiekiem interesów, a w interesach nie ma gniewu, ani przyjaźni, są zobowiązania i pieniądze, termina i sądy.
To mówiąc wziął za kapelusz, ukłonił się z pięknym uśmiechem i na palcach, bardzo grzecznie wyszedł.