Strona:Złoty Jasieńko.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z rzeźnika, chociaż się tego stanu nie wypierał — wyszedł nieznacznie na spekulanta bydła, z czego miał dochody piękne, bo się znał dobrze i miał oko tak trafne, że wagę wołu, jego łój, wartość skóry i dobroć mięsa mógł z wejrzenia prawie na pewno ocenić. Nie spuszczał się téż na ludzi, w kapocie szaréj, w butach do kolan, podpasany rzemiennym pasem, z trzciną w ręku, szedł regularnie na targ sam, woły opatrywał i kupował co ocenił i wyprobował.
Rzeźnicy wszyscy byliby się za niego posiekać dali, bo dla nich był prawdziwą Opatrznością, dawał im kredyt, w uzyskiwaniu należności był wyrozumiały, z ludźmi łagodny i nie znał co gniew lub niecierpliwość. Wiarę miał téż u ludzi niezmierną, bo był poczciwości nieposzlakowanéj.
Ten spokój który się malował na jego poczciwéj twarzy, panował w sercu.
Mimo znacznéj majętności, którą wziął po ojcu, a w części sam się dorobił, obyczajów był skromnych, życie wiódł nader proste i można powiedziéć że się czuł szczęśliwym. Żonę miał dobrą i gospodarną kobiécinę, trochę gadatliwą, żywą, opryskliwą, ale w gruncie najlepszego serca. Synek dziesięcioletni i dorosła córka Apolonia, poufale Połcia zwana, składali całą rodzinę.
Życie obojga państwa płynęło jak najregularniéj i bez wielkich wstrząśnień — i byłby może pan