Strona:Złoty Jasieńko.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ha — pomyślał Tramiński który w dobre zawsze skłonniejszym był uwierzyć, niżeli w złe — coś Wilmuś po swojemu przesadzać musi, przyśniło mu się. Mecenas musiał miéć słuszne powody, to nie jest tak zły człowiek, ale zazdrość ludzka! zazdrość! Ja sam wszakże przed kilku dniami takiém samém na niego okiem patrzałem. Ha! zapewne nie święty i on i my wszyscy — ale tak złym nie jest jak on go sądzi, zwyczajnie, plotki uliczne. Przecież coby mógł miéć za interes mnie sobie ujmować? zagrało w nim serce, to cała rzecz! nie, nie — to zły człowiek być nie może.
I uspokoiwszy się tém Tramiński, siadł w prostocie ducha, ucieszony do roboty, rad że na świecie więcéj jednym znalazł poczciwym człowiekiem. Wilmuś zaś smutnie się zagłębił w myślach, znał nadto dobrze braciszka, a kochał Tramińskiego, obawiał się więc aby starego nie wprowadzono w jaką, uchowaj Boże, niebezpieczną robotę. Ale jak się téż było dopilnować i zapobiedz...??


Kamienica pod Byczą Głową, któréj szczęśliwym posiadaczem był okrągły i spokojny pan Sebastyan Zwiniarski na teraz cechmistrz rzeźniczego kunsztu, czy téż bractwa, i z pradziadów mieszczanin sławetny — leżała nieco odlegle od nowszych i paradniejszych ulic, wszakże w środku starego mia-