Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gospodarz, który ciągle przypatrywał się z uwagą nowoprzybyłemu, zapytał go:
— Z kimże mam honor mówić?
— Zaraz się pan dowie, ale wprzód pozwól mi zadać jedno pytanie.
— I owszem.
— Przedmiot, o którym zamierzam mówić, powtarzam raz jeszcze, jest bardzo ważny i nikt z wyjątkiem pana, nie powinien o nim słyszeć. Czy drzwi dobrze pozamykane i ściany dosyć są grube, aby zawieść słuch ciekawego?
Lartigueis otworzył drzwi do pokoju sypialnego, w którym się Verdier znajdował.
— Na to pytanie odpowiem panu prosząc, abyś się ze mną udał — rzekł. — Tam będziemy mogli porozmawiać wygodnie z zupełnem bezpieczeństwem.
Maurycy poszedł za swoim gospodarzem, lecz wchodząc do pokoju sypialnego, zatrzymał się, ujrzawszy księdza.
Fałszywy Juljusz Thermis spodziewał się tego wahania, to też dodał:
— Wejdź pan bez obawy. Mój szanowny przyjaciel ksiądz Meryss, jest zarazem wielkim przyjacielem osoby, która pana do mnie przysłała; ja przed nim nie mam nic skrytego, nic zupełnie.
Te ostatnie wyrazy zostały wymówione ze szczególną intonacją, które je niejako akcentowały.
Verdier, którego jak słyszeliśmy, nazwano księdzem Meryss, przypatrywał się nowo przybyłemu z tak wytężoną uwagą, że ten poczuł się przez chwilę zakłopotanym; ale ponieważ przybył w celu, który chciał za jakąbądź cenę osiągnąć, zdawało mu się, że cofnąć się było niepodobieństwem.
Wskutek tego więc zgodził się ze swojem położeniem i wszedł kłaniając się księdzu, który mu oddał ukłon z nadzwyczajną oziębłością.
— Siadaj pan — rzekł Lartigues przysuwając krzesło — a ponieważ chcesz rozmawiać, rozmawiajmy.
— Sądziłem, mój panie — odparł Maurycy — żem panu dał do zrozumienia, że chciał się rozmówić z panem, z panem jednym tylko, o powodzie moich odwiedzin.
— Rzeczywiście dałeś mi pan to do zrozumienia.
— A więc?
— A więc! zdaje md się, że nie mniej wyraźnie objaśniłem pana — że ksiądz Meryss jest moim szczerym przyjacielem, i że ja nie mam dla niego nic skrytego.
— Czy z tego mam wnosić, że ksiądz dobrodziej należy do towarzystwa „Pięciu“? — zapytał Maurycy z podwójnie zimną krwią.