Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A wiem.
— Nie, nie wiem, ale się domyślam. Na rewizję zapewne, tylko nie wiem do kogo.
— Dobrze. Zaprowadź nas do mieszkania pana Marchais.
Odźwierny miał przy sobie lampkę i zaraz też poszedł na schody.
— Zapalcie swe latarki — nakazał naczelnik agentom.
Ci natychmiast wyciągnęli z kieszeni ślepe latarki i zapalili je. Przyszli na drugie piętro. — Naczelnik przystąpił do znanych nam drzwi i zadzwonił. Słychać było, jak dzwonek rozległ się głośno wewnątrz mieszkania. Poczekawszy kilka sekund wśród ciszy głębokiej, naczelnik drugi raz szarpnął za dzwonek.
Nikt nie odpowiedział.
— Trzeba zapewne będzie zamek wyłamać mruknął naczelnik i zmarszczywszy brwi.
I znów zadzwonił gniewnie, Pani Rosier ledwie oddychała.
— Może wyszedł — szepnęła.
— Zaraz się dowiemy — rzekł naczelnik i dodał, zwracając się do jednego z agentów.
— Gentille, — otwórz te drzwi!
— Ależ proszę pana! — zawołał odźwierny — ja na to nie mogę pozwolić.
— Rozkaz od sądu. Biorę wszystko na siebie, Gentille, czyś słyszał?
Agent wyjął z kieszeni pęk kluczów i włożył wytrych do zamku. Zamek nie ustąpił. Gentille chciał drzwi otworzyć. Drzwi się nie otworzyły.
— Do djabła! — rzekł — taki ostrożny. Tam jeszcze zasunięty jest rygiel.
— Trzeba drzwi wyłamać i odwieźć kurki rewolwerów — rzekł naczelnik.
Trzech agentów naparło drzwi plecami i dał się słyszeć trzaski. Drzwi pękły i wypadły. Agenci z rewolwerami; w ręku wbiegli zaraz do pokojów; za nimi Aime Joubert i naczelnik.
Z tylu szedł odźwierny, trzęsąc się jak w febrze. Przeszli przez przedpokój. Agent, który był na przodzie, przestąpił próg saloniku i zatrzymał się z głuchym okrzykiem. Na pokrwawionym dywaniku leżał jakiś człowiek bez życia.
— Zamordowany ktoś! — zawołała pani Rosier.
Uklękła, ażeby zobaczyć twarz zabitego i nagle zerwała się przerażona.
— Hrabia Iwan! — rzekła ochrypłym głosem. — Hrabia Iwan!
Naczelnik policji pochylił się nad ciałem. Zimny pot wystąpił mu na skronie.