Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Byleby tylko tę noc spędziła na pensji, to jutro zrana nie będzie już niebezpieczną.
— Czyżbyś skończył robotę?
— Już. Wczoraj cały wieczór spędziłem przy retortach. Dziś w nocy spałem tylko dwie godziny i znów wziął się do roboty. Teraz pozostaje nam tylko spróbować kwasu pruskiego.
— Spróbować! — zawołał Maurycy. — A to jak?
— Zaraz zobaczycie, bądźcie tylko cierpliwi.
Verdier wyszedł i za kilka sekund wrócił z małą psiną, która się łasiła do niego i lizała po rękach.
— Oto osobnik, na którym wykonam doświadczenie. Ten ładny bulończyk zgubił swego pana i przyplątał się do mnie na bulwarze. Przyprowadziłem go tu umyślnie dla doświadczenia.
— Biedne stworzenie! — rzekł Maurycy.
— Nie ma go co żałować! — mówił Verdier. — Jeżeli mi się uda, jak myślę, psina wcale męczyć się nie będzie. A to trucizna — rzekł, pokazując trzymaną flaszeczkę. Ażeby ją otworzyć, dość nacisnąć ten guzik metalowy. Jak tylko odejmie się palec od guzika, flaszeczka zamyka się hermetycznie.
System ten nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa. Fałszywy opat Meriss usiadł na krześle i zawołał na pieska, biegającego po pokoju. Verdier pogłaskał , przytrzymał za łeb i nacisnął guzik. Dwudziesta część sekundy nie przeszła, a biedny bulończyk przewrócił się bez życia.
— Cóż, udało mi się? — zapytał Verdier triumfująco.
— Osobliwie! — zawołał Maurycy.
— A zauważcie — mówił dalej fałszywy opat — że zabójstwo nie pozostawia śladów.
— Trzeba, być tylko ostrożnym, ażeby samemu nie ulec zabójczemu wyziewowi. Najlepiej też trzymać flaszeczkę w pudełeczku safianowem, jeśli nadejdzie potrzeba jej użycia. I wyjąwszy z kieszeni czarne pudełko safianowe, włożył do niego flaszeczkę, poczem Maurycemu podał, mówiąc:
— Weź.
Maurycy nie dotknął się wyciągniętej ku niemu ręki Verdiera.
— Jakto? — zapytał, nie biorąc flaszeczki — czy to zawsze będzie kolej na mnie? wy zawsze mnie wybieracie; dlaczego ja mam działać, a nie wy?
Lartigues i Verdier spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Maurycy mówił dalej;
— Obaj oglądaliście pensje pani Dubieuf, — wiecie zatem, jak się tam najlepiej dostać. Wiecie, gdzie się znajduje Symeony pokój. Tym razem wy powinniście działać.
— O, a ty się boisz! — rzekł Verdier tonem ironicznym.
— Bardzo dobrze wiesz, że się nie boję!