Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak utrzymuję. Pan tylko umoże go ocalić, wróciwszy mu nadzieję, zabiłoby go wzruszenie!
— Wszystko to okropne! — wyszeptał Gibray z rozpaczą, chwytając się za głowę. — Nikczemna ta kobieta zabija nietylko swą córkę, ale i mego syna jednocześnie! Gdyby nie ona, zarazbym poszedł prosić o rękę Mari dla Alberta!
— Idź pan, pomimo wszystko! — zawołał hrabia z zapałem. — Zapomnij pan o wszystkiem i tylko o tem pamiętaj, że Albert musi żyć i że Marję Bressoles trzeba wydrzeć Maurycemu Vasseur.
— Maurycemu Vasseur — powtórzył sędzia.
— Tak, takiego męża dla niej przeznaczają. Spiesz się pan, spiesz, bo wkrótce będzie już zapóźno!
— Ale syn mój nie z miłości umiera — odparł sędzia śledczy — doktor utrzymuje...
— Zrzecz się pan tego doktora i na mnie pan polegaj. Ja odpowiadam za wszystko, jeśli mi pan przysięgnie, że pozwoli pan Albertowi ożenić się z Marją Bressoles, wtedy powrócą mu siły i zdrowie.
— No, dobrze, zapomnę o wszystkiem, pogrzebię w sobie nienawiść, pogardę, gniew! — zawołał sędzia śledczy, unosząc się miłością ojcowską. — Jeżeli Marja Bressoles zostanie mą córką, nigdy nie będzie się widziała z nią. Ocal pan mego syna, a przysięgam panu, że pojadę prosić dlań o rękę Marii!
Hrabia wyciągnął ręce do sędziego śledczego i zawołał:
— Uściskaj mnie, panie de Gibray! Albert będzie ocalony!
Uścisnęli się serdecznie.
— Teraz — mówił dalej hrabia — przyjmuję łaskawą propozycję, jaką mi pan dawniej uczynił. Przeniosę się do pana na kilka dni i tym sposobem będę też mógł ciągle doglądać pańskiego syna.
— Powtórz mi pan, że go ocalisz.
— Tak, powtarzam i to z zupełną pewnością... Idę do Alberta.
— Każę, ażeby panu przygotowano pokój.
Rozeszli się. Hrabia Iwan wszedł do chorego z wesołą miną, z uśmiechem na ustach.
Albert wyciągnął doń obie ręce i odezwał się słabym głosem:
— Nareszcie przychodzisz!
— Jakże się czujesz, mój drogi? — spytał Rosjanin.
— Jak człowiek, który się nudzi śmiertelnie, cały dzień cię nie widziałem!
— Byłem tobą zajęty, mój drogi.
— Tak. Czy ciągle mnie jeszcze kocha?
— Nawet jeszcze bardziej. Bardzo jeszcze słaba, ale o wiele jej lepiej. Wyzdrowienie niezawodne.
Alberta opanował nagle smutek, głowę spuścił na piersi, oczy mu zaszły łzami i głucho wyszeptał: