Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Masz słuszność, kochany Maurycy! — zawołał Lartigues. — Rzeczywiście dziwne są losu koleje! Gdzie mieszka Symeona?
— W naszej dzielnicy. Niedaleko stad na pensji, przy ulicy Ville de Eveque.
— Na pensji przy ulicy Vi!le de Eveque| — powtórzył mniemany kapitan, drgnąwszy. — A wiesz, kto trzyma tę pensję?
— Jakaś pani Dubief.
Lartigues uderzył pięścią w stół.
— Pani Dubief — powtórzył zacierając ręce. Napewno wiesz, że tak się nazywa przełożona?
— Napewno.
— No, mój drogi, możemy sobie powinszować osobliwszego, niesłychanego, prawie nieprawdopodobnego szczęścia!
— Skądże się tak zapalasz? — zapytał Maurycy z uśmiechem.
— Ogród pensji pani Dubief graniczy z naszym, a jak wiesz, mamy klucz, którym możemy otworzyć furtkę.
— Wiec rzecz prawie już gotowa! — rzekł Maurycy.
— Czem jest Symeona na pensji.
— Dozorczynią szwaczek.
— Wybornie!
— Zaczynam myśleć, kochany mój wspólniku, że miljony Armanda Dharville wkrótce już będą w naszem ręku.
— Tak — bąknął Lartigues, zmarszczywszy brwi — i wtedy rozstaniemy się, jakeśmy mówili.
— Alboż naprawdę myślisz, że w moim wieku, przy takim majątku, który pozwoli mi zaspakajać wszelkie namiętności i zachcianki, że byłbym tak głupi, iżbym miał opuścić Francję? Żyć można tylko w Paryżu.
— A niebezpieczeństwo dla ciebie nic nie znaczy?
— O jakiem niebezpieczeństwie mówisz?
Maurycy zmienił nagle przedmiot rozmowy.
— Ale — rzekł — mam wiadomość o hrabim Iwanie.
— Tak? — rzekł mniemany kapitan.
— Tak, spotkałem się z nim i rozmawiałem.
— I cóż?
— Ha! może zmienię dawne zdanie.

XX.

Szczery przyjaciel Alberta, chcąc go obronić od rozpaczy, udał się do jego ojca i prosił o rozmowę.
— Bardzo młody jestem — zaczął hrabia Iwan — i dla tego wiem, że nie mam prawa ani pana wypytywać, ani panu radzić, a